Zagadnienie I wojny światowej na Pałukach wciąż jest mało znane. Oczywiście region nie był objęty strefą bezpośrednich działań wojennych, ale echa tamtej wojny dotknęły chyba każdą rodzinę.
Niniejszy artykuł jako przyczynek do dziejów Pałuk z początku dwudziestego wieku stanowi swoistą próbę wypełnienia tej luki.
Z parafii Ryszewko I wojna światowa pochłonęła 19 osób, z czego dwie osoby zmarły w lazarecie, jedna prawdopodobnie w obozie jenieckim a jedna została uznana za zaginioną. Analizując parafialne zapisy metrykalne należy stwierdzić, że najczęściej byli to młodzi mężczyźni nie przekraczający 30 lat. Władze pruskie nałożyły obowiązek dokumentowania ofiar, jak to wtedy określano „wielkiej wojny” (świat jeszcze nie znał pojęcia „II wojny światowej”).
W okresie międzywojennym, w odrodzonej już Polsce, nie było już woli politycznej (ale i społecznej) by upamiętnić osoby, które przelewały krew na różnych frontach I wojny światowej. W końcu walczyły, oczywiście w większości przypadku do tego przymuszone, nie o swoją sprawę narodową. Pozostali jednak w pamięci najbliższej rodziny.
Ofiary I wojny światowej, pochodzące z parafii Ryszewko, zginęły na różnych frontach: zachodnim (Francja i Belgia), w Galicji, na północnym Mazowszu i na terenach dzisiejszej Białorusi (ówczesny zabór rosyjski). Osoby te nie powróciły z frontu w dosłownym znaczeniu, bowiem zgodnie z ówczesnymi standardami nie było możliwości ani organizacyjnych, ani technicznych by ich ciała przetransportować w rodzinne strony. Byli najczęściej grzebani (niekiedy w pośpiechu) tam gdzie polegli lub zmarli.
Wykaz osób poległych podczas I wojny światowej z parafii Ryszewko (oprac. własne)
Przy okazji pozwolę sobie na dygresję na temat historii mojego dziadka ze strony mamy – Łukasza Psutego (rocznik 1890). Pochodził z Gałęzewa, ale dopiero po ślubie zamieszkał w Ryszewie i przez resztę życia związany był z parafią Ryszewko. W młodości pracował jako górnik w kopalniach węgla kamiennego w Westfalii, jak wielu innych młodych ludzi z Wielkiego Księstwa Poznańskiego.
W 1914 r. został zmobilizowany i „wielką wojnę” spędził na froncie zachodnim w mundurze pruskim – ponad 4 lata. Powrócił z niej szczęśliwie dopiero późną jesienią 1918 r. Takiego szczęścia nie miał jego brat – Władysław Pusty, który poległ na terenie Francji, w bliżej nieznanym miejscu.
Na wieść o wybuchu Powstania Wielkopolskiego wstąpił ochotniczo do formujących się oddziałów powstańczych, z którymi uczestniczył w walkach o Żnin w styczniu 1919 r., brał udział m.in. w szturmie na cukrownię. Dziadek na wojnie nie został ranny, ale powrócił z niej niestety z nadszarpniętym zdrowiem.
Cztery lata spędzone w okopach, w warunkach frontowych, zrobiły swoje. Z powodów zdrowotnych nie został zmobilizowany w sierpniu 1939 r. W okresie okupacji hitlerowskiej dalej pracował jako robotnik rolny w okolicznych majątkach, z taką różnicą, iż w tym okresie zarządcy byli niemieccy. Muszę obiektywnie stwierdzić, że za udział w Powstaniu Wielkopolskim ze strony władz okupacyjnych nie spotkały go poważniejsze szykany czy represje.
Dziadek zmarł w 1949 r., w wieku zaledwie 53 lat i spoczął na cmentarzu w Ryszewku. Takie historie miały miejsce w wielu rodzinach, nawet w tak małych społecznościach jak wspólnoty parafialne. Szkoda, że podczas II wojny światowej lub po jej zakończenie nie powstała podobna lista poległych osób z parafii Ryszewko, bo byłaby dziś cennym źródłem wiedzy historycznej na temat tego zakątka Pałuk.
Z drugiej strony trzeba też mieć na względzie to, że w okresie reżimu hitlerowskiego lokalna społeczność, jak również parafia, miała bardzo ograniczone możliwości funkcjonowania. Przypomnę tylko, że od 1940 r. kościół w Ryszewku był zamknięty dla wiernych, a w latach 1941-1943 świątynia ta była użytkowana jako magazyn zbożowy.
Dopiero od sierpnia 1943 r. do zakończenia wojny raz w miesiącu przyjeżdżał ksiądz Władysław Kordziński z Żernik i w bardzo ograniczonym zakresie pełnił obowiązki duszpasterskie. Duchowny odprawiał Mszę św., chrzcił, spowiadał, błogosławił związki małżeńskie.
Mając ograniczony czas przebywania w kościele nie głosił kazania, ograniczał się tylko do odczytania ewangelii. Kluczami od kościoła dysponował Niemiec (zarządca probostwa) mieszkający w domu dzierżawcy i wydawał je na ściśle określony czas (najczęściej na godzinę). W tym okresie na nabożeństwa do Ryszewka przybywali też ludzie spoza parafii.
Na koniec jeszcze tradycyjna prośba – będę wdzięczny za każde uzupełnienie opisanych zdarzeń lub dodatkowe informacje na temat przedstawionych w tekście osób.
Ryszard Wojciech Pawlicki