Powiat piski w 1945 roku

Ewakuacja

W początkach 1945 r. obszar Prus Wschodnich znalazł się w strefie bezpośrednich działań wojennych. Od wielu miesięcy władze hitlerowskie przygotowywały ten teren do obrony. Tysiące wywiezionych na roboty polskich robotników zatrudniono przy budowie umocnień, kopaniu rowów przeciwczołgowych i okopów.

Od jesieni 1944 r. rozpoczęła się też akcja ewakuacyjna, obejmująca początkowo kobiety i dzieci do lat 14 zamieszkujące rejony przygraniczne. Zarządzenia te objęły również powiat piski(1). Ewakuowanych kierowano do Niemiec i na Pomorze. Podjęto też szereg działań objaśniających, jak ma się zachować pozostająca na miejscu ludność w przypadku nadejścia frontu i koniecznej dalszej ewakuacji.

W styczniu 1945 rozpoczęła się ofensywa radziecka, która miała przynieść opanowanie pierwszego skrawka Niemiec - Prus Wschodnich. Zaskoczyła ona Niemców swym tempem i rozmachem. Początkowo jednak główne działania omijały powiat piski. Dopiero groźba odcięcia stacjonującej w rejonie Wielkich Jezior Mazurskich 4 armia niemiecka gen. Hossbacha zmusiła władze cywilne i wojskowe do podjęcia decyzji o opuszczeniu zagrożonych obszarów(2). Już 19 stycznia wydano pierwsze rozkazy ewakuacyjne dla powiatu piskiego. W ciągu 24 godzin cała ludność miała być gotowa do wyjazdu transportem własnym lub kolejowym. W następnych dniach z dworców w Rucianem, Białej i Piszu ruszały wypełnione ludźmi transporty, które zatamowały ruch na całym terytorium Prus. Jednocześnie Ziemię Piską opuściły kolumny ludności wiejskiej. W ostatniej kolejności zamierzano pędzić stada bydła, aby nie dostały się w radzieckie ręce(3). Dla ewakuowanej ludności był to koszmar. Dziesięcioletnia mieszkanka Kumielska zapamiętała, jak: ,,cała wieś, wóz za wozem, ruszyła w kierunku Rucianego (...). Bogatsi gospodarze mieli po dwa, trzy wozy, więc zabierali na nie tych, których nie stać było na kupno choćby jednego wozu i konia (...). Jechaliśmy kolumną, ale po drodze wszystko się pomieszało, bo przecież ciągle dochodziły wozy z innych wsi (...). Na pierwszy nocleg zatrzymaliśmy się w Rucianem na dworcu kolejowym. Była jeszcze możliwość wyjechania do Niemiec, ale mój tata nie chciał zostawiać tego, czego się dorobił. Czuł się Mazurem, nie Niemcem"(4).

Oczywiście nie wszyscy usłuchali rozkazów ewakuacyjnych. W niektórych wsiach i miasteczkach pozostały całe rodziny, które nie chciały lub nie zdążyły opuścić rodzinnych siedzib.

Jeszcze 19 stycznia rozpoczęło się bombardowanie miasta. Również niektóre kolumny uciekinierów oraz pociągi były ostrzeliwane z samolotów, co powiększało zamieszanie i opóźniało tempo ewakuacji. Ogłoszono ją zresztą zbyt późno, aby ludność cywilna mogła uciec przed frontem. Dlatego większość kolumn została zatrzymana przez oddziały radzieckie 2 i 3 Frontu Białoruskiego. W samym Olsztynie Armia Czerwona przejęła 22 transporty kolejowe. W tej masie - pozbawionej domów, narażonej na śmierć i poniewierkę ludności - znaleźli się również mieszkańcy powiatu piskiego.

Radzieckie administrowanie

24 stycznia 1945 r. do wsi Wincenta - leżącej po polskiej stronie dawnej granicy z Prusami Wschodnimi - przybył oddział 50 armii gen. płk. Iwana Bołdina. Tuż przed samą granicą radziecki oficer zatrzymał swych żołnierzy i "wygłosił przemówienie: ,,Towariszczi bojcy! Zdzieś konczitsa teritoria Sowietskowo Sojuza a naczinajetsa Wostocznaja Prussia, dawaj wpierjod!". Oddział przeskoczył przez graniczny mostek z okrzykiem ,,Hurra!" i za chwilę był już na terenie Prus Wschodnich. Nikt nie stawiał im oporu, była pustka. Oni jednak strzelali do wszystkiego, nawet do uciekających kotów. Wiele budynków podpalili (...). Oddziały frontowe szybko przesunęły się w stronę Prus. W ślad za nimi przyszły inne, które obsadziły zdobyty teren (...)"(5).

Od pierwszych chwil wyzwalania Ziemi Piskiej rozpoczęło się prawdziwe polowanie na ,,Giermańców" połączone z rabunkiem i gwałtami. Radzieccy żołnierze masowo plądrowali zabudowania, szukali wódki, zegarków, kobiet. ,,Zostałam zwolniona z robót tuż przed nadejściem frontu - wspomina jedna z Polek wywiezionych na roboty - ale ci, którzy przeżyli wkroczenie Rosjan, mówili o tym ze łzami. Najgorsze były pierwsze dni, żołnierze często pastwili się bez pytania - Polak czy Niemiec. Najgorzej miały kobiety. Dopiero potem się uspokoiło (...)"(6). Inny polski robotnik, który przymusowo pracował w okolicach Pisza, zapamiętał, że "złapane Mazurki gwałcono a nawet zabijano. Żadna kobieta nie mogła się czuć bezpiecznie, nawet podeszły wiek nie chronił przed przemocą. Powszechnym zjawiskiem był rabunek"(7).

Opuszczone w toku ewakuacji zabudowania były umyślnie palone lub niszczone. Do izb mieszkalnych w Białej wprowadzano konie, wrzucane do ognisk meble ogrzewały zmarznięte wojsko. W Piszu było jeszcze gorzej. Około 80% budynków uległo zniszczeniu na skutek wcześniejszego bombardowania oraz w ciągu kilku miesięcy radzieckiego administrowania. Całe ulice leżały w gruzach, wypalony był rynek, zburzony dworzec kolejowy. ,,Po kilku miesiącach tułaczki moja rodzina wróciła do Pisza. Miasto było zniszczone. W domu przy ul. Rybackiej wszystko zostało zdemolowane. Widać było ślady rabunku, na piętrze podłoga pokryta była popiołem z ogniska"(8).

Przedstawiony wyżej obraz zniszczenia terenu ,,wyzwalanego" przez Armię Czerwoną znajduje potwierdzenie w licznych relacjach i dokumentach. Na ogół gwałty na ludności cywilnej dokonywane były z ,,oddolnej" inicjatywy poszczególnych ,,bojców" lub przez grupy maruderów wymykające się spod kontroli dowódców. Nie byłoby to jednak możliwe bez przyzwolenia ze strony radzieckich władz wojskowych, które po prostu tolerowały takie zachowania. Przykład szedł zresztą z góry. Na obszarach opanowanych przez wojska radzieckie powoływano komendantury wojenne. Miały one na celu stworzenie zaplecza dla walczących oddziałów, kontrolowanie ludności cywilnej oraz zabezpieczenie i ochronę zdobycznego mienia poniemieckiego. W rzeczywistości nikogo z radzieckich przedstawicieli nie obchodził los ludności cywilnej, o ile nie wiązało się to z potrzebami frontu. Dlatego podjęto natychmiastowe starania, aby skoszarować całą ludność miejscową i wykorzystać ją do prac przymusowych na terenie działania komendantury. Jednocześnie rozpoczęło się wywożenie mieszkańców tych ziem na roboty do Związku Radzieckiego. Ofiarami tych swoistych łapanek byli Niemcy, Mazurzy, Polacy wywiezieni niegdyś przez hitlerowców do Rzeszy... Całe kolumny ewakuowanych pędzone były prosto na Wschód. Często z domów wybierano po kilka, kilkanaście osób i dołączano do gotowych już transportów. W ten sposób w marcu 1945 r. zniknęła Elżbieta Kolberg, która podobno nie chciała uciekać z Pisza przed Rosjanami. Parę miesięcy później w grupie kilkunastu osób wywieziono z miasta 16-letniego H. Bachema, o którym wszelki słuch zaginął.(9)

Podobnie wyglądała ,,ochrona" poniemieckiego dobytku. Cały obszar Prus Wschodnich traktowany był jak ziemia zdobyczna, z której należy wywieźć jak największe mienie, zanim władzę obejmą Polacy. Dlatego również w powiecie piskim demontowano urządzenia, wywożono zarekwirowane maszyny, meble, żywność, przejęte stada bydła i konie. Rozebrane zostały nawet linie kolejowe między Szczytnem - Piszem - Ełkiem oraz Piszem - Dłutowem.

Radzieckie władze wojskowe podjęły też walkę z polskimi szabrownikami, którzy dość szybko zaczęli napływać na przygraniczne tereny. Aby wyeliminować ,,konkurencję", próbowali nie wpuszczać ludności polskiej do Prus. W warunkach trwającej wojny nie było to możliwe, stąd niekiedy dochodziło do starć i prawdziwych pogoni za uciekającymi grupami szabrowników. Często role się odwracały i wtedy ludność polska - słusznie lub nie - oskarżana o szabrownictwo stawała się ofiarą napaści. Żołnierze radzieccy byli zresztą częstymi gośćmi we wsiach leżących w pobliżu dawnej granicy. ,,Przybywali pojedynczo lub grupowo, przywozili z głębi Prus różnego rodzaju ,,zdobycz wojenną" na polską stronę i sprzedawali ją głównie za samogonkę. Gdy te możliwości handlowe się wyczerpały, zaczęli nachodzić polskie wioski i rekwirować różne rzeczy rzekomo czy naprawdę pochodzące z Prus. Następnie sprzedawali te rzeczy na innych wioskach lub, nawet w tych samych, innym ludziom. Szczególnie ponętnym towarem były konie. Zdarzało się, że po dwóch, trzech dniach od ,,rekwizycji" przyprowadzali do tej samej wioski (...) i właściciel mógł je kupić za kilka litrów wódki"(10).

Obszar Prus Wschodnich - który od marca 1945 r. nazywano już Okręgiem Mazurskim, znajdował się pod radziecką administracją do maja 1945 r., kiedy to podpisano polsko - radzieckie porozumienie o przejmowaniu władzy na Ziemiach Odzyskanych przez pełnomocników Rządu Tymczasowego. W rzeczywistości przejmowanie władzy przez polską administrację trwało dość długo i nie zawsze przebiegało bezboleśnie. W powiecie piskim większość radzieckich komendantur wojennych zlikwidowano dopiero na jesieni tego roku.(11)

Początki polskiej administracji

Władze radzieckie nie zawsze pozytywnie przyjmowały napływających na Mazury polskich osadników, traktując ich jak ,,konkurencję" przy przejmowaniu zdobycznego mienia. Różnie się też okładała współpraca z tworzoną na tych terenach od podstaw polską administracją. Wprawdzie jej początkowe organizowanie nie byłoby możliwe bez radzieckiej pomocy i przede wszystkim zgody, to w niektórych jednak raportach podkreśla się, że liczne problemy wynikały z ,,braku współpracy z miejscową ludnością oraz Komendą Wojsk Radzieckich"(12).

Pierwsi przedstawiciele władz polskich zostali wysłani do powiatu piskiego w lutym 1945 r. przez wojewodę białostockiego. Zatrzymali się w Białej Piskiej, która była mniej zniszczona od Pisza. Polska ekipa otrzymała wyznaczony przez wojsko lokal oraz wydzielonych przez komendanturę 30 Niemców do prac porządkowych. Przez Białą Piską przejeżdżały też inne grupy mające tworzyć administrację cywilną w powiatach giżyckim i kętrzyńskim. Dopiero jednak w okresie marca - maja napłynęli do Białej Piskiej polscy urzędnicy podlegający Pełnomocnikowi Rządu na Okręg Mazurski. Mieli oni zorganizować administrację obejmującą cały powiat piski.(13)

W myśl instrukcji okręgowego pełnomocnika rządu powiat piski miał obejmować obszar analogicznej jednostki administracyjnej z czasów niemieckich. Na czele powiatu stać miał obwodowy pełnomocnik rządu (później starosta), który reprezentował władzę na szczeblu lokalnym, przygotowywał teren pod polskie osadnictwo, zabezpieczał opuszczoną własność poniemiecką oraz wydawał przepisy i zarządzenia regulujące działalność administracji.(14)

Pierwszym starostą został Józef Wróblewski, który już w maju raportował swym zwierzchnikom o wstępnych pracach administracyjnych. Wśród wymienionych trudności szczególną uwagę zwracają problemy kadrowe. Spośród 12 osób, z którymi Wróblewski przyjechał z Białegostoku, na stanowiskach pozostały tylko 3 osoby. Reszta przerażona warunkami życia po prostu uciekła.(15) Zresztą bardzo szybko samego Wróblewskiego uznano za osobę niekompetentną i odwołano ze stanowiska. Jego następcą został Franciszek Wysocki - w listopadzie zawieszony w czynnościach i z niewiadomych powodów prawdopodobnie aresztowany. Wówczas obowiązki starosty przejął dotychczasowy zastępca Wysockiego, Edmund Rutkowski. Był z pochodzenia poznaniakiem, studiował prawo na Uniwersytecie Poznańskim. W 1944 r. uczestniczył w powstaniu warszawskim, gdzie stracił rękę. Do Białej przybył w lecie 1945 r. w grupie kilku innych pracowników starostwa. Towarzyszył mu z tej podróży Zygmunt Kurek, który zapamiętał, że ,,jechaliśmy odkrytym samochodem z Olsztyna. Byli nami S. Kamiński, Mizeradzki i inni. Przez Mrągowo i Pisz - gdzie nawet nie wolno było się zatrzymać - dotarliśmy do Białej. Na Pisie stał, a właściwie leżał, most zbudowany z drewnianych kloców, które zanurzały się w wodzie pod ciężarem auta. Zbudowali go Rosjanie, bo stary most wysadzili Niemcy podczas ucieczki. Pisz był zupełnie zniszczony, lewa strona miasta w ruinie, rynek wypalony. Lepiej było w Białej, do której dojechaliśmy po południu. Od razu objęliśmy swoje funkcje. Ja zostałem inspektorem w Urzędzie Ziemskim. Podlegały mi nieobsadzone i upaństwowione gospodarstwa w okolicy. Kamiński był pełnomocnikiem akcji żniwnej. Najważniejsze dla nas było zebranie zboża z pól. Potrzebny był chleb. Do tych prac wykorzystaliśmy Mazurów i osadników. Starałem się też zlokalizować puste majątki, które stawały się łatwym łupem szabrowników i wojska. Pamiętam, że w jednym z majątków zostaliśmy wezwani, bo żołnierze zdzierali dachówki. Pojechaliśmy tam z milicją, ale Rosjanie zagrozili strzelaniem i zrobili, co chcieli... Innym razem próbowaliśmy interweniować, gdy wywożono maszyny z młyna - chyba w Dąbrówce. Też bezskutecznie (...)".(16)

Obok prac gospodarczych pracownicy starostwa przystąpili do rozbudowywania administracji na szczeblu gminnym. Do końca września utworzono gminy wiejskie w Białej Piskiej, Drozdowie, Drygałach, Orzyszu, Pietrzykach, Rożyńsku Wielkim, Trzonkach, Turośli, Wejsunach i Wiartlu. Powstały też zarządy miejskie w Orzyszu i Białej. W sierpniu do Pisza przybyli Radosław Misiński i Wojciech Reszczyński, którzy na mocy porozumienia z komendanturą radziecką utworzyli Zarząd Gminy Pisz (później przekształcony w Zarząd Miasta) z siedzibą w poniemieckim ratuszu. Powstawały też kolejne placówki na szczeblu powiatowym: Powiatowy Urząd Repatriacyjny, Urząd Skarbowy, Poczta. We wrześniu starostwo wraz z innymi urzędami przeniosło się do opuszczonego przez wojska radzieckie Pisza

Od wiosny 1945 r. w Białej funkcjonowała też Komenda Powiatowa MO kierowana przez ppor. Piotra Bartusa. W ciągu następnych miesięcy udało się zorganizować posterunki gminne w Drygałach, Orzyszu, Piszu i Rostkach. Skuteczność milicji pozostawiała jednak wiele do życzenia ze względu na ,,brak odpowiednio wyszkolonego personelu (...). Tragiczna jest w tym względzie kwestia środków lokomocji. Powiatowa komenda dysponuje tylko końmi, co przy dużych odległościach w naszym powiecie uniemożliwia natychmiastowe reagowanie. Niewyrobiony i niewyszkolony element dopuszcza się nadużyć (...). Karygodne nadużywanie alkoholu jest wśród funkcjonariuszy zjawiskiem nagminnym (...)"(17). Wydaje się, że negatywna ocena aparatu bezpieczeństwa w powiecie - a dotyczyła ona nie tylko milicjantów, lecz również funkcjonariuszy UB - nie jest pozbawiona podstaw. W pierwszych miesiącach funkcjonowania władz polskich dochodziło do licznych sporów między administracją a MO i UB. Konflikty dotyczyły kwestii kompetencyjnych, personalnych. Zdarzało się, że milicja nie reagowała na prośby ludności o pomoc, często nie respektowała poleceń płynących z samego starostwa. Dochodziło do przypadków łamania prawa przez uzbrojonych funkcjonariuszy. Mówią o tym zachowane w archiwach skargi z tego okresu...

,,Dnia 6 lipca 1945 r. ok. godz. 3 po południu przyjechał milicjant z Kom. Pow. w Białej w towarzystwie ludzi aresztowanych i przystąpili do cozens koniczyny na truncate przydzielonych do gospodarstwa Ciborowskiego Stanisława. Na zwróconą uwagę teściowej Ciborowskiego, Borawskiej Heleny, odpowiedział, że p... starostę i starostwo (...) przy czym dwukrotnie strzelił na postrach.

Oprócz powyższego zeznania dodatkowo zeznaje ob. Kondracki Ludwik, do którego następnego dnia zgłosił się milicjant i pod groźbą karabinu zmusił go do wydania kasy (...)". Kilka dni później z milicjantami z Białej Piskiej zetknął się Stanisław Boć - zastępca wójta gminy Mały Płock. Wysłano w okolice Pisza w poszukiwaniu materiałów potrzebnych do remontu szkoły. Pomimo posiadanych dokumentów i zezwoleń, Boć został zatrzymany przez komendanta, który ,,oddał nas w ręce radzieckie, którzy z kolei zaprowadzili nas na milicję, gdzie zostałem zaraz na wstępie uderzony przez plutonowego". Obecny przy tym Rosjanin starał się nawet bronić zatrzymanego. Wreszcie go puszczono, ale bez dokumentów i wozu z materiałami dla szkoły. Takich sytuacji było więcej. Rekwizycje żywności, rowerów, pieniędzy dokonywane przez ,,obrońców porządku" były zjawiskiem powszechnym. Raz nawet, podczas rewizji w Orzyszu, ,,funkcjonariuszom kolejowym zabrano własność państwową. Brak reakcji o upomnienie".(18)

Szabrownicy

W świetle takiej postawy organów bezpieczeństwa trudno się dziwić, że szczególną bolączką tamtego okresu była ogromna skala przestępczości. Za najbardziej charakterystyczne wykroczenia uznawano wówczas szabrownictwo, nadużycia władzy oraz pędzenie i handel samogonem. Według raportów starosty ,,szabrownictwo kwitnie głównie z braku odpowiednich organów bezpieczeństwa, nadużyć władzy dopuszczają się przede wszystkim organa bezpieczeństwa (...), co związane jest z niskim poziomem moralnym funkcjonariuszy tych organów. Brak odpowiednich środków komunikacji stoi na przeszkodzie nasyceniu rynku wyrobami monopolu spirytusowego, co w konsekwencji pociąga za sobą duże spożycie samogonki. Walka z samogonem jest bardzo trudna".(19) Dodać należy, że wzrost spożycia alkoholu wiązał się nie tylko z charakterystycznymi dla okresu okupacji i pierwszych lat powojennych zjawiskami społecznymi. Przez dłuższy czas na Ziemiach Odzyskanych spirytus awansował do roli zastępczego środka płatniczego, z którego korzystały nie tylko osoby prywatne, ale również urzędy i instytucje państwowe. Był on zwłaszcza przydatny w kontaktach z żołnierzami radzieckimi.

Szczególnie trudna była jednak walka z szabrownictwem. Były nim zagrożone głównie ziemie leżące w pobliżu dawnej granicy, m.in. okolice Szczytna i Pisza. Już w pierwszych dniach po wkroczeniu na teren Prus Wschodnich wojsk radzieckich przez granicę zaczęły napływać grupy ludności polskiej w poszukiwaniu zdobyczy. Władze wojskowe próbowały powstrzymać ten masowy ruch z powodów, o których była już mowa. Było to jednak niemożliwe.

Plądrująca opuszczone wsie ludność zabierała wszystko: maszyny rolnicze, meble, sprzęt domowy... ,,Pamiętam, jak w pierwszych dniach po wyzwoleniu poszliśmy z bratem do najbliższej wsi niemieckiej. Ktoś już tam był przed nami, pewnie Rosjanie. Zabrałem z bratem wóz na gumowych kołach, zegar i wielki, piękny żyrandol, wydawało nam się wtedy, że był kryształowy. U nas we wsi nie było prądu, więc powiesiliśmy w chałupie, żeby się młodsze rodzeństwo bujało" - wspomina uczestnik tamtejszych wydarzeń.(20) Inny mieszkaniec terenów przygranicznych zapamiętał, że ,,ludzie z Tyszek chodzili tam raczej z ciekawości, niż dla rabunku. Ale wszystko było opuszczone, więc coś tam zawsze przynieśli. Czasem były to maszyny do szycia, zegary i to, co potrzebne w gospodarstwie. Dopiero po pewnym czasie zaczęli przyjeżdżać chłopi z łomżyńskiego. Tam front stał długo, więc zniszczenia były większe. Oni brali wszystko, nawet dachówki".(21)

W ciągu kolejnych miesięcy uprawianie szabru stawało się głównym zajęciem niektórych grup ludności. Liczne były przypadki osiedlania się na pewien czas w celu ,,eksploatacji" porzuconego dobytku, po czym przenoszono się na inne tereny. Powstawały nawet sklepy skupujące przedmioty zrabowane.

Na jesieni 1945 r. powiat piski odwiedził działacz mazurski jeszcze z okresu plebiscytowego, Jan Majkowski. W drodze między Orzyszem i Drygałami napotkał około ,,25 próżnych furmanek po 5-8 ludzi na każdej, jadących w kierunku na Orzysz. Przypuszczałem, że to podwody w jakimś celu nakazane. Dowiedziałem się jednak, że to nie podwody, ale najzwyklejsi szabrownicy z województwa białostockiego, względnie warszawskiego, podobno nawet nieźle uzbrojeni w automaty, nie obawiający się spotkania na drodze oddziału MO. Posterunki MO w gminach są przeważnie po 6-8 ludzi. Ci są bezsilni wobec takich kolumn (...). Kradzieże i rabunki są dokonywane obecnie i na osadnikach, gdyż u ludności tubylczej nie ma co brać".(22)

Szaber powodował coraz wyraźniejszą pauperytyzację ludności, głównie miejscowego pochodzenia. Niemożność - a niekiedy i niechęć - władz do reagowania na rabunek przyczyniały się do pogorszenia sytuacji. Skutki szabrownictwa daleko wybiegały poza kwestię bezpieczeństwa. Zjawisko to dezorganizowało prace administracji, stwarzało chaos gospodarczy, paraliżując akcję osiedlania ludności i uniemożliwiając stabilizację. Częste były przypadki, iż zagrożeni rabunkiem osadnicy opuszczali ziemię mazurską i powracali w rodzinne strony. Warto również podkreślić polityczne konsekwencje zjawiska szabru, które - według władz polskich - miało utrudnić akcję repolonizacyjną wśród miejscowej ludności i skłaniać ją do wyjazdu.

Przez dłuższy czas władze nie były jednak w stanie zdobyć się na bardziej stanowcze kroki, które pozwoliłyby zwalczyć plagę. Wprawdzie próbowano wyłapywać rabusiów i wykorzystywać ich do kilkudniowych prac przymusowych na miejscu, ale trudno to uznać za działanie skuteczne. Jedynie w ciągu pierwszych żniw w roku 1945 dało się zauważyć pewną poprawę w tej dziedzinie dzięki ,,akcji żniwnej absorbującej szabrowniczą ludność".(23) Wydaje się, iż w późniejszym okresie najlepszą metodą walki z szabrem było umacnianie polskiej administracji oraz rozwój osadnictwa na tym terenie.

Sytuacja ludności

Zarządzona przez Niemców ewakuacja oraz przetoczenie się przez ziemię mazurską frontowego walca zapoczątkowały szereg demograficznych przemian. Niektóre wsie i osady zostały całkowicie wyludnione i zniszczone. W samym Piszu zamieszkiwało 230 osób (w tym 160 miejscowych). W lecie 1945 r. w powiecie przebywało ponad 13000 mieszkańców, z czego 4406 Polaków, 2000 Niemców, 7000 Mazurów.(24) Liczby te ulegały bardzo szybkim zmianom na skutek przybywania pierwszych polskich osadników pochodzących głównie z województw warszawskiego i białostockiego. Początkowo w niewielkim raczej zakresie przybywali na ziemię piską repatrianci z polskich terenów wcielonych do ZSRR. Duży procent wśród ludności polskiej stanowili natomiast robotnicy wywiezieni niegdyś na przymusowe roboty do Prus, którzy teraz sprowadzili to swoje rodziny.

Od samego początku tworzenia polskiej administracji w Okręgu Mazurskim przystąpiono do wyodrębnienia wśród mieszkańców tej ziemi Mazurów i Niemców. Ci ostatni - w myśl międzynarodowych ustaleń - mieli zostać wysiedleni za Odrę. Ludność mazurską zamierzano poddać repolonizacji.

Aby zachęcić ludność miejscową do identyfikacji z polskością, ogłoszono, że ,,wszyscy Mazurzy mogą składać podania o uzyskanie obywatelstwa polskiego. Podania należy kierować tylko do Powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Białej. W podaniu należy umieścić dokładniejszy życiorys i pochodzenie społeczne oraz swoją działalność za czasów Hitlera".(25)

Odzew na to wezwanie był jednak niewielki. Początkowo w powiecie piskim zarejestrowało się kilka osób, pozostali przyjęli postawę wyczekującą, nierzadko połączoną z nieufnością. Nic w tym dziwnego. Ciosy, które spadły na tę ludność, najpierw od Armii Czerwonej, potem długotrwałe rabunki dokonywane przez szabrowników, brak poczucia stabilizacji i bezpieczeństwa, nie mogły nastrajać przychylnie do nowej rzeczywistości. Dochodziły do tego liczne konflikty z napływającymi osadnikami, których przyczyną były różnice wyznaniowe, spory o ziemię czy zabudowania. Niekiedy i urzędnicy nie wykazywali należytego wyczulenia na kwestię mazurską, wszystkich ,,tutejszych" traktując jak Niemców przeznaczonych do wysiedlenia. Ta ogromna niechęć dużej części polskich osadników i urzędników do ludności rodzimej była zjawiskiem spotykanym również w innych regionach Warmii i Mazur. Właśnie kończyła się pięcioletnia wojna, w której Polacy stali się ofiarami napaści hitlerowskich Niemiec. Ogrom represji, miliony ofiar, więzienia, obozy i roboty przymusowe - ta okupacyjna codzienność skumulowała się w ogromnej fali nienawiści do wszystkiego co niemieckie. Stąd rabunki i przemoc, rugowanie z gospodarstw i nie zawsze bezstronna postawa administracji...(26)

Aby przyspieszyć przyjmowanie obywatelstwa polskiego przez Mazurów, organizowano zebrania, wiece i spotkania, na których przypominano polskie korzenie miejscowej ludności, ale także uciekano się do prób nacisku w stosunku do opornych. Powołany został również Polski Komitet Narodowościowy, który swym działaniem objął także powiat piski. Do PKN na tym terenie należeli przede wszystkim przedstawiciele administracji i osadnicy (m. in. burmistrz Pisza Radosław Misiński). Według niektórych dokumentów w piskim komitecie licznie była reprezentowana ludność miejscowa.(27)

Pomimo tych starań przełamywanie dystansu szło opornie. W grudniu 1945 r. ówczesny starosta pisał do pełnomocnika rządu w Olsztynie: ,,Świadom jestem tego, że dopóty ludność tą nie zaopatrzymy w najelementarniejsze artykuły pierwszej potrzeby i pozwolimy jej w dalszym ciągu mrzeć z głodu, sprawa podpisywania podań o stwierdzeniu pochodzenia polskiego będzie szła ciągle opornie (...). Jakże można wymagać od ludzi, którzy przeżyli rok najpotworniejszych cierpień, którzy od tej Polski, która przyszła na ich ziemie, nie zaznali opieki, żeby z dnia na dzień deklarowali się co do swej polskości. Uważam, że kwestia mazurska to sprawa odległych jeszcze miesięcy, jeżeli nie lat. Najpierw musimy dać tej ludności poznać, że państwo polskie przyszło na te ziemie jako nowy gospodarz i jako prawy gospodarz sprawuje opiekę nad swą ludnością".(28)

W wyniku intensywnych wysiłków władz polskich do końca 1945 r. udało się uzyskać deklarację 1870 Mazurów. W tym czasie na terenie powiatu przebywało 3200 Mazurów niezdeklarowanych oraz prawie 3000 Niemców. Bardzo często obie grupy traktowane były jak ludność drugiej kategorii, przy czym osoby uznane za Niemców zamierzano wysiedlić. W wyniku akcji osiedleńczej do powiatu piskiego przeniosło się w owym okresie 8000 Polaków.(29)

Warunki bytowe tej ludności były nad wyraz ciężkie. Wielkim problemem była aprowizacja. Przez dłuższy czas brakowało mąki do wypieku chleba, dopiero uruchomienie pierwszych młynów w nieznacznym stopniu poprawiło sytuację. Nadal jednak nie zawsze wystarczało artykułów na pokrycie kartek. Wydawano je bardzo nieregularnie, dopiero w styczniu 1946 r. rozprowadzano artykuły na przydziały listopadowe. Niewystarczające było zaopatrzenie w ziemniaki, kaszę, tłuszcze i mięso. Dla istniejącej w Piszu stołówki udawało się czasem kupić pojedyncze sztuki bydła ze stad pędzonych na wschód. Nie zaspokajało to jednak potrzeb ludności. W omawianym okresie stan inwentarza w powiecie wynosił 40 koni, 43 krowy i 16 owiec.(30)

Katastrofalna była również sytuacja zdrowotna. Około 80% mieszkańców powiatu piskiego było dotkniętych świerzbem, 30% - chorobami wenerycznymi przez grasujących maruderów. Przez dłuższy czas istniało zagrożenie epidemią tyfusu. Na kilkanaście tysięcy mieszkańców ratunkiem był jeden lekarz, Franciszek Pietkiewicz. Istniał wprawdzie szpital w Piszu oraz izba chorych w Orzyszu, ale tam również brakowało żywności i lekarstw. We wrześniu nie było czym żywić 15 chorych w Orzyszu, innym razem doktor Pietkiewicz nie miał czym przywieźć do Pisza 30 osób zagrożonych tyfusem ze wsi Pugobie Średnie.

Aby zapobiec epidemii podjęto na apel Pietkiewicza szczepienia ochronne. Był jednak problem z dotarciem do wszystkich mieszkańców ze względu na brak środków lokomocji. Dopiero jednak stała poprawa zaopatrzenia ludności w żywność i środki higieniczne (mydło i... naftę) pozwoliła na stopniowe wyeliminowanie zagrożeń. Obok normalnych przydziałów do powiatu docierały też dary z UNRRY, które rozdzielano wśród najbardziej potrzebujących. Podjęto też akcję picia mleka przez młodzież szkolną. Pamiętać jednak należy, że wśród ludności miejscowej najwięcej szans na pomoc miały osoby, które podpisały deklarację polskości.

Rok 1945 był datą przełomową w historii Ziemi Piskiej. Przejście frontu, zniszczenia materialne oraz przemiany demograficzne i polityczne przyczyniły się do całkowitego odmienienia oblicza tej ziemi. Do niedawna prezentowano ten okres w sposób jednostronny jako czasy pionierskich sukcesów polskiej administracji w zagospodarowywaniu Warmii i Mazur. Wydaje się jednak, że było to zjawisko bardziej złożone niż stereotypy ugruntowane w społecznej świadomości przez minione lata.

Artykuł nie wyczerpuje całości problematyki. Niemal zupełnie zostały pominięte kwestie polityczne, związane ze specyficznym charakterem walki o władzę w okresie powojennym na terenach przyłączonych do państwa polskiego. Z pewnością szerszego naświetlenia wymagają też inne zagadnienia, przede wszystkim tzw. weryfikacji i repolonizacji ludności mazurskiej oraz przesiedlania ludności niemieckiej z powiatu piskiego. Kwestie te zostały jedynie zasygnalizowane, gdyż rok 1945 dopiero otwierał wiele wspomnianych wyżej procesów.

Na koniec pragnę podziękować wszystkim, którzy swymi relacjami i wspomnieniami przyczynili się do powstania tego tekstu. Będę wdzięczny za wszelkie uzupełnienia i sprostowania dotyczące powiatu piskiego w okresie powojennym.

Waldemar Brenda

  1. w 1945 r. oficjalna nazwa Pisza brzmiała Johannisburg. Polacy mówili po prostu Jańsbork. Dopiero w 1946 r. nadano miastu obecną nazwę.
  2. Por. K. Sobczak, Operacja mazowiecko-mazurska 1944-1945, Warszawa 1967.
  3. E.J. Guttzeit, Der Kreis Johannisburg, Würzburg 1964, s. 350.
  4. List do redakcji, Borussia nr 6, 19993, s. 179-180.
  5. Rel. A. Nadary.
  6. Rel. J. Strześniewskiej. Według niemieckiego opracowania historii powiatu piskiego w Wierzbinach zamordowano 32 osoby, w Turowie 18, w Wejsunach 13, w Rożyńsku spalono żywcem 28 mieszkańców. E.J. Guttzeit, op.cit., s. 352. Warto przytoczyć fragment relacji, która odmiennie przedstawia tamten okres: "Po wyzwoleniu przez wojska radzieckie mogliśmy się wręcz upajać wolnością. Koniec z przymusowymi robotami, ze strachem! Niemcy ponieśli klęskę, a więc czego można chcieć więcej? Może i było trochę rabunków i gwałtów ze strony Rosjan, ale przecież ani oni, ani Polacy nie mieli powodów, żeby kochać Niemców... Na ogół jednak zachowywali się przyzwoicie". Rel. A.K.; Na temat zachowania wojsk radzieckich w niedalekim Szczytnie, por. M. Rawa, Z pogranicza Mazowsza i Mazur, bmw., 1995, s. 49-52.
  7. Rel. L. Kałęki.
  8. Rel. K. Bachem.
  9. Rel. J. Strześniewskiej, K. Bachem. J. Koziatek, Z Prus nad Wołgę, Znad Pisy, bdw., egzemplarz nienumerowany.
  10. Rel. A. Nadary.
  11. We wrześniu wojska radzieckie opuściły Pisz, w grudniu Bemowo Piskie i Orzysz. Pełnomocnikiem strony polskiej w rozmowach z Armią Czerwoną na tym terenie był Edward Drewnik.
  12. Archiwum Państwowe w Olsztynie (dalej APO), Starostwo Powiatowe Pisz, sygn. 2/2.
  13. Pisz. Z dziejów miasta i powiatu, Olsztyn 1970, s. 178-180; T. Baryła, Warmiacy i Mazurzy w PRL. Wybór dokumentów. Rok 1945, Olsztyn 1994, przypis nr 2, s. 35.
  14. Powierzchnia powiatu piskiego wynosiła wówczas 168.408 ha.
  15. T. Baryła, op.cit., Sprawozdanie sytuacyjne starosty piskiego Józefa Wróblewskiego za okres od 6 kwietnia do 17 maja 1945 r., s. 35.
  16. Rel. Z. Kurka.
  17. T. Baryła, op.cit., Sprawozdanie sytuacyjne wicestarosty piskiego Edmunda Rutkowskiego, s. 60.
  18. APO, Starostwo Powiatowe Pisz, sygn. 2/4.
  19. T. Baryła, op.cit., Sprawozdanie sytuacyjne wicestarosty piskiego Edmunda Rutkowskiego za grudzień 1945 r., s. 146.
  20. Rel. A.K.
  21. Rel. A. Wszeborowskiego.
  22. T. Baryła, op.cit., Sprawozdanie delegata na powiat piski Jana Rutkowskiego dla Okręgowego PKN, s. 102.
  23. Ibidem, Sprawozdanie sytuacyjne wicestarosty piskiego Edmunda Rutkowskiego, s. 61.
  24. APO, Sprawozdanie miesięczne starostwa Pisz 1945-1946, syg, 380/54
  25. T. Baryła, op.cit., Pismo kierownika PUBP w Białej ppor. J. Golińskiego do starostwa powiatowego w Białej, s. 58.
  26. A. Sakson, Mazurzy - społeczność pogranicza, Poznań 1990, s. 64.
  27. T. Baryła, op.cit. Sprawozdanie delegata na powiat Pisz Jana Majkowskiego, s. 100. Byli to m.in.: Paweł Schultz, Paulien, Maurer, Bachem, Popławski, Gottlieb Kruppa, Zygmunt Popiel, Maria Bergmann, Gustaw Pentzki in.
  28. Ibidem, Sprawozdanie sytuacyjne za listopad p.o. starosty piskiego Edmunda Rutkowskiego, s. 126.
  29. APO, Statystyka powiatu Pisz 1945-1946, sygn. 330/119.
  30. T. Baryła, op. cit., Sprawozdanie sytuacyjne starosty piskiego Edmunda Rutkowskiego za grudzień 19945 r., s. 144
Powrót